Wine Lady

Zapraszam na moją nową stronę: www.wine-lady.pl
I also write about wine in English: www.wine-lady.com

13.03.2013

Alzacja i Marlborough w kieliszkach i młodzieńczy komplemencik

Jakiś czas temu w zimowe weekendowe popołudnie odwiedziłam koleżankę (nazwijmy ją K.), z którą przy kieliszku (niejednym) przegadałyśmy parę fajnych godzin. Poddane obróbce zostały dwa wina – sauvignon blanc z Marlborough i  alzacki gewurztraminner. Wydawać by się mogło, że 2 butelki na 2 filigranowe kobietki to zdecydowanie za dużo, ale trzeba przyznać, że nie było nawet większych zawrotów głowy. Albo jesteśmy tak odporne, albo były to wina bezalkoholowe ;)

Zaczęłyśmy od sauvignona - Kora Sauvignon Blanc Marlborough 2011 okazało się być bardzo dobrym winem z typowym dla Nowej Zelandii smakiem agrestu, odrobiną mineralności i – oczywiście – ściętej trawy.


Kora Sauvignon Blanc 2011 Marlborough


Pierwsze wrażenie: pozytywnie, tego się spodziewałam ;) typowo nowozelandzki sauvignon – agrest, trawa, trochę warzywnych elementów i przyjemną kwasowością.
Oko (barwa): jasne, cytrynowe
Nos (aromat): czyste, intensywne, alkohol nie był mocno wyczuwalny, głównie agrest, trochę trawy, groszku i odrobina cytrusowych nut.
Usta (smak): czyste, wytrawne, o wysokim poziomie kwasowości, dobrze zbalansowane; trochę owoców pestkowych, odrobina liści pomidora i mineralna nuta – lekko słony posmak.

Kraj – Nowa Zelandia
Region - Marlborough
Producent – Rose Family Estate
Winiarz – Sam i Hamish Rose
Vintage - 2011
Szczep – sauvignon blanc
Styl – białe wytrawne spokojne
Alkohol – 13%
Serwowanie – schłdzone do 8-10°C
Piwniczka- jeszcze trochę może poleżeć, ale polecam pić teraz
Data degustacji - 20130302
Cena – ok 60 zł

Ocena ogólna: Dobre wino, warte spróbowania, jak chyba każdy nowozelandzki sauvignon ;) Nie jest to najlepszy sauvignon, jaki w swoim życiu piłam, ale jakbym została nim poczęstowana, to z pewnością bym nie odmówiła. Wino do picia teraz, może jeszcze poleżeć 6-12 miesięcy, ale teraz jest smaczne, później może być zbyt mało owocowe.

Ze względu na to, że było nam mało wina, a rozmowa ani trochę nie zbliżała się ku końcowi, K. wpadła na genialny pomysł, abyśmy poszły do sklepu i dokupiły jeszcze jedną butelkę ;) Podróż po wino była krótka i miła, ale nie obyła się bez niespodzianek – kiedy K. chciała zapłacić, kasjer poprosił ją o dowód osobisty. Oczywiście dowodu ze sobą nie miałyśmy, bo kto zabiera dokumenty idąc do sklepu, który mieści się prawie pod domem ;) Chcąc pomóc młodszej koleżance w zakupie alkoholu powiedziałam kasjerowi, że ja kupię to wino. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam – kasjer zapytał „a pani ma 18 lat skończone?” :D Dawno się tak głośno nie śmiałam. Bo kto normalny, komu prawie dwukrotnie stuknęła pełnoletność, wpadłby na pomysł, że wygląda na osobę niepelnoletnią? No, może jeszcze nie dwukrotnie, ale bliżej mi do drugiej 18stki niż do pierwszej ;) Szczęśliwie panowie z długiej kolejki wstawili się za nami i kasjer w końcu z prawdziwie gorzką miną sprzedał nam butelczynę alzackiego gewurtza – Vin d’Alsace Gewurztraminer (rocznika nie pamiętam).

Vin d'Alsace Gewurztraminer

Ogólnie wino było dobre, pachnące, jak na gewurztraminera przystało, owocami i kwiatami. Zapach był dość intensywny ze słodką nutą. W smaku wino było dobre, choć smak zdecydowanie ustępował miejsca zapachowi. Usta wypełniały owoce z przyjemną kwasowością i cukrem resztkowym, ale wino nie było wybitne – powiedziałabym, że był to gewurztraminer, ale niekoniecznie pasował na eleganckie jednoszczepowe gewurtzy z Alzacji. Niestety nie spisałam żadnych danych z etykiety, więc szczegółów nie jestem w stanie podać, ale przynajmniej pamiętałam, by zrobić zdjęcie telefonem.

Na koniec dodam, że K. poczęstowała mnie rewelacyjnym obiadem – był to makaron ze śmietanowym sosem z gałką muszkatołową. Niebo w gębie!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz