Jesienny sezon winny rozpoczęty. U Mielżyńskiego tym razem, na „Taste
Spain”, gdzie trzech wystawców z Hiszpanii prezentowało swoje wina. Było warto,
a owszem, nie tyle dla samych win, które jakoś szczególnie na kolana nie
powalały, ile dla całej otoczki dzisiejszego wieczoru. Po pierwsze: B. wróciła
i rozpoczęłyśmy oficjalnie powakacyjne picie ;) Po drugie: zachwyciło mnie sherry, którego do tej pory nie lubiłam
i nawet wzięłam dolewkę! Po trzecie: przy okazji degustacji zaliczyłam ‘La
Fromagerie’ i wróciłam do domu z pysznymi serami!
Taste Spain; Mielżyński; 14.09.2013 |
Najpierw wylądowałam w Katalonii, gdzie miła Pani nalewała
wino do kieliszka, w kółko opowiadając o tym, że „u nas na winnicy są dosłownie
wszystkie szczepy! I mamy kilka parceli, które rosną na różnym terenie i pod
różnym kątem padania promieni słonecznych”. Oczywista oczywistość, szkoda
tylko, że nie można było dowiedzieć się niczego więcej, bo zapowiadało się
ciekawie, przynajmniej na początku. Możliwe, że to z powodu napierających zza
moich pleców ludzi, którzy chyba bali się, że dla nich wina nie starczy. Wciąż
widać różnice między tymi, którzy przychodzą na degustację, a tymi, którzy
przychodzą się napić. Wielka przepaść między nami, drodzy państwo. Wielka. Ale
do rzeczy.
Zaczęłam od Cavy (Castillo
Perelada Cuvee Especial Brut Nature Cava; 2011; DO Cava, szczepy: perelada,
macabeo, xarel lo; 57pln), niezłej, choć jak dla mnie zbyt mało wytrawnej. A to
podobno najbardziej BRUT Cava z ich portfolio.. Ale nie było źle – mineralnie,
w miarę wytrawnie i bąbelkowo. Pobudziło kubki smakowe i zachęciło do dalszej
degustacji.
Tuż za bąbelkami w kolejce ustawiły się pozostałe butelki
wina. Pierwsze – Castillo Perelada 3
Fincas 2009 (DO Emporda, szczepy: cabernet sauvignon, merlot, garnacha, syrah,
carinena; 40pln) - zostało zrobione z winogron pochodzących z trzech parceli (tzw
„trójka”), starzone w beczkach po „piątce”. W smaku zdecydowanie proste i
łatwe. B. wyczuwała tu dużą beczkę, ale dla mnie beczki prawie tu nie było. Nie
powaliło, nie zachwyciło, nie zainspirowało. Ot, proste wino do picia na co
dzień do zwykłego, nie wymagającego obiadu. Castillo Perelada 5 Fincas 2008 –(DO Emporda, szczepy: cabernet sauvignon,
merlot, garnacha, syrah, carinena; 75pln) jest już lepsze, grona pochodzą z pięciu
parceli (nazywane „piątką”), a na podniebieniu i w bukiecie czuć wpływ nowej
beczki. Nie powiem, że wino było super, ale zdecydowanie różniło się od
„trójki” – było bardziej złożone, wyraźniejsze, dłuższe, dzięki czemu mnie smakowało.
Castillo Perelada Finca Malaveina 2009 (DO
Emporda, szczepy: merlot, cabernet sauvignon, syrah; 115pln) powstaje z ręcznie selekcjonowanych
gron pochodzących ze wszystkich parceli należących do producenta. Jednak
wybierane są grona najlepsze, dojrzałe, pełne. Porównując do poprzednich dwóch
win (Cavy nie liczę) to wino faktycznie jest najlepsze, najbardziej złożone,
ale generalnie nie zainspirowało na tyle, abym chciała je mieć, czy choćby
spróbować ponownie. Tym bardziej za tą cenę. Nieczęsto mam okazję pić wina z
tego regionu, więc skorzystałam z okazji i uważam, że dla tych paru chwil zadumy
nad kieliszkiem było warto.
Następnie udałam się do regionu Rioja. Początek przygody z
producentem Valserrano był pozytywny – biała Roja Valserrano Blanco 2011 (Bodegas de la Marquesa, DO Rioja, szczep
viura; 45pln) to wino lekkie, kobiece, wakacyjne, a przy tym przyjemnie
wytrawne. Ale nie uplasowało się na tyle wysoko na liście moich białych
ulubieńców, abym zainteresowała się długoterminowym związkiem z tymże
osobnikiem. Mniejsze romanse jednak wchodzą w grę, ale to za sprawą beczki,
która mnie w tym winie urzekła ;)
Valserrano Crianza
Rioja 2009, (Rioja DO, szczepy: tempranillo, graciano, mazuelo; 48pln) było
na zdecydowanie innym poziomie niż wina producenta Castillo Perelada. Z drugiej
zaś strony co ma piernik do wiatraka.. inny region, inne wina, i zdecydowanie
inne oczekiwania. Wracając do wina – niezbyt lekkie, ale wciąż łatwe i
przyjemne. Na co dzień w sam raz, starzone w beczkach (ale nie nowych), więc
beczki było dosłownie odrobinę i to po większym i głębszym „wwąchnięciu się”. Valserrano Reserva Rioja 2007 (Rioja
DOC, szczepy: tempranillo, graciano, mazuelo; 80pln) miała więcej beczki w
aromacie (dopytałam i ok. 30% gron starzone było w nowych beczkach), mniej
owocu, za to wino jest przyjemnie jedwabiste na podniebieniu. Dłuższe niż
poprzednik i wyraźniejsze, pełniejsze. Fajnie się nada do dobrych codziennych
obiadów. Warto się na nie skusić. Najprzyjemniejszym było wino trzecie (Rioja
DOC, tempranillo, garnacha, graciano; 155pln) – Valserrano Finca Monteviejo 2006 Bodegas de la Marquesa: pełne,
złożone, z resztkami owocu i wyczuwalną przyprawą oraz wyraźnym posmakiem
beczki. Treściwsze od crianzy i reservy, będzie pasować do sobotnich obiadów
(na niedzielny obiad w moim domu trzeba sobie bardziej zasłużyć ;p), z pewnością warte jest spróbowania.
I nadszedł czas wieczorny, pod panowaniem sherry. Producent Lustau miał trzy egzemplarze – w tym
dwa osobniki wytrawne, więc degustację zakończyłam trzecim, na słodko. Ale po
kolei.
Delikatna, jasna sherry Lustau
Solera Reserva Manzanilla Papirusa DO Jerez (szczep: palomino; 55pln) jest
przyjemnie wytrawna ze słonym posmakiem i tym charakterystycznym czymś, czego
nazwać nie potrafię, ale czego moje kubki smakowe jeszcze nie tolerują,
przynajmniej nie w dużych ilościach. Nie jestem wielką fanką tego typu trunków,
ale chętnie posmakuję, od czasu do czasu z naciskiem na rzadko. Amontillado DO Jerez (szczep: palomino;
85pln) było ciemniejsze, mocniejsze, okrąglejsze i pełniejsze od pierwszego.
Zdecydowanie wyraźniejsza beczka i znów „to coś”, co sherry ma w sobie. Nie
dopiłam tego kieliszka, pognałam po słodkie Lustau East India Solera Sherry DO Jerez (szczepy: palomino, px;
84pln), które mi przypadło do gustu. Niezbyt owocowe, pełne rodzynek i
wszechobecnych ziół. Zakończyłam więc wieczór na słodko, otrzymując dodatkowy
kieliszek East India na pożegnanie ;)
Generalnie wybór szczególnie powalający nie był, ale można
było sobie posmakować niezłych win. Doceniłam też małą ilość win, dzięki czemu
można się było na dłużej zatrzymać przy każdym z kieliszków i pomedytować nad
nim. Dla nowych smaków i pozytywnych
wrażeń –było warto.
Jeszcze słowo o założycielu sklepu, Panu Robercie
Mielżyńskim, który mnie tym razem zaskoczył i podczas tego wieczoru zapracował
na pozytywną opinię na swój temat (to tak przy okazji często pojawiających się
negatywnych opinii na jego temat). Zaczęło się od poczęstunku, który
(przynajmniej na początku), serwował sam Pan Robert Mielżyński, zachęcając
uczestników do degustacji i rozmów z dostawcami, gdzie wymieniliśmy kilka szczerych
uwag na temat degustujących (hmm, dokładniej to na temat pijących, a nie
degustujących). Później natomiast miałam okazję wysłuchać jego wykładu o winach
producenta Valserrano, za co uprzejmie dziękuję – szczególnie, że sam producent
skupiał się na sobie zamiast na ludziach, którzy chcieli poznać jego wina..
Na koniec krótka wycieczka do La Fromagerie. I pamiątka:
nieduża, ale kosztowna i wydająca uczciwe, intensywne zapachy siatka. Wyszłam
więc z uśmiechem. I z zapasem serów na najbliższe dni ;)
Zdjęcia: Wine Lady; degustacja „Taste Spain” odbyła się u Mielżyńskiego;
sery pochodzą z La Fromagerie (miękki kozi Chevre
Ronde – 21zł/szt (160g); miękki owczy Perail
Papillon 18zł/szt (150g) i Bemontois
Suisse Lai Cru- 98zł/kg.).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz